Dzisiaj mija rok od chwili, gdy usłyszeliśmy w całej Polsce, że nastąpił początek końca Radys. Każdy miłośnik zwierząt wie co oznacza to słowo i jakie piekło przeżywały w nim psy i koty. Co się zmieniło przez ten rok, gdy opadł kurz po emocjach związanych z ratowaniem ponad tysiąca zwierząt…? Jak wykorzystaliśmy ten zryw i rosnącą świadomość ludzi? Na to pytanie każdy musi sobie sam odpowiedzieć bo radysy są wszędzie! Cierpienie zaniedbanych zwierząt wszędzie boli tak samo. Jeśli duży, rudy pies, głodny i spragniony, siedzi zamknięty w kojcu w schronisku-molochu czy w komórce u Twojego sąsiada – tak samo brakuje mu spacerów, tak samo odczuwa głód, tak samo powoli umiera z pragnienia. Jeśli kudłaty, czarny maluch jest bity i upodlony to w takim samym zamiera bezruchu gdziekolwiek zobaczy człowieka…. Radysy są wszędzie. W lokalnych kojcach gminnych, w punktach przetrzymań, przytuliskach, schroniskach bez wolontariatu. Wystarczy się rozejrzeć i reagować. Kiedy ostatnio sprawdziłeś w jaki sposób Twoja gmina za Twoje podatki realizuje ustawowy obowiązek opieki nad bezdomnymi zwierzętami? A gdy sąsiadka pochwaliła się „rasowym” maltańczykiem to miałeś odwagę spytać czy kupiła go w legalnej hodowli? I nie, rodowód stowarzyszeniowy „burka i kocurka” to nie jest rodowód.
Lokalne radysy są rozsiane po całej Polsce i dopóki nie będziemy reagować, uświadamiać, dopytywać – psy będą w nich cierpieć i upodlone umierać w samotności.

p.s. nasze Inspektorki właśnie wróciły z interwencji, która odbyła się w asyście Policji, pięć psów przywiązanych do drzew, beczek, bez bud, bez wody…. Ktoś zareagował, ktoś nam zgłosił – dziękujemy tej osobie.

Piesek na zdjęciu to Sarsa, leczona przez nas dzięki Wam ponad rok temu

kontakt@zwierzoluby.org.pl